jesiennik 6

"Kiedyś płakałam, gdy musiałam. Wtedy, gdy było to stosowne. Nieszczere. Dziś płaczę z bólu. Uciążliwego, przebiegłego, wewnętrznego bólu.  Niech dręczy, męczy. W lustrze moja twarz. Obolała, obolała. Moja obolała. Twarz.
Z nagła wyrywa się głos wołającego serca. Woła o pomoc, o pomoc. Jego stukot zdaje się być nienaturalnie nerwowy. Wycieńczoną duszę utuli i przerażone dzielnie przedrze się przez warstwę zła. Która rani, rani.
Dzieciątka, dziewczynki w słodkich sukieneczkach - wznieście ku niebu swoje malutkie rączki. Według utartych schematów, cichutko, wypowiedzcie modlitwę, tak jak was uczono. Za mnie.
Ktoś odgarnia moje włosy i obejmuje mnie, szepcząc mi wprost do ucha: jesteś zbyt silna.

Zatapiam się w bezruchu."

Wpis z 31 stycznia 2010 roku. Ja... Zostałam stworzona z bólu. To on mnie ukształtował, stawiał przed wyzwaniami, wymagającymi ode mnie posiadania wiedzy i odporności, której wówczas nie miałam. Wiele nie zmieniło się od tamtego czasu. Może tylko nauczyłam się odtrącać ból na dalszy plan. Praktyka czyni mistrza - bestialsko zamordowałam budulec mojej osobowości. I choć zabrzmi to jak brednie, masa pozytywnych emocji nie zawsze przynosi pozytywne rezultaty.
Czasami potrzeba mi skrajnych odczuć. A ja nie czuję już nic poza pustką. Słyszę tylko echo wybrzmiewających we mnie pragnień. Duszę w sobie donośny krzyk wolności. Dlatego też całkiem przyjemnie było dziś na koncercie. Nowe, świeże kapele, którym granie sprawia tak niesamowitą radość... Tam wolność lała się strumieniami. Tego mi brakuje.

Komentarze