niewidoma

Ostatnio zawładnęło mną dryfowanie. Dryfuję na granicach absurdu. W dryfowaniu nie można być pewnym niczego - nawet najmniejszy ruch może zburzyć błogi spokój. Ja, taka marna ja, śmieję się, aby nie pozwolić sobie na rozmyślania. Śmieję się często, bo tak trzeba. Mówią, że uśmiech nie należy do ludzi szczęśliwych - mówią, że to właśnie uśmiech daje szczęście. Nie znalazłam zastosowania tego prawa w swoim rejestrze chwil. W moim ciele rezonuje dźwięk słodkiego pomruku uśpionego szaleństwa, które w najbliższej przyszłości znajdzie ujście do, zamkniętego w ramach nijakości, świata.
Ostatnio zamykam oczy i udaję niewidomą. Potrafię egzystować w tym stanie pół dnia i połowę nocy. Tuż pod powiekami bawię się światłem i cieniem. Wtedy czuję, że jestem. Wariuję, po prostu wariuję. Chciałabym tworzyć, inspirować, być strażakiem ratującym płonące słowa i dźwięki. Na razie nie oczekuję zrozumienia. Póki co, oczekuję tylko akceptacji.
Nie chcę, aby ktoś żywo reagował na moje opowiastki. Nie musi potakiwać, wspierać, przytulać. Niech tylko potrafi słuchać. Bo kiedy ja zamykam oczy, robię to z premedytacją - nie patrzę, nie obserwuję, nie analizuję. A ludzie są głusi zupełnie nieświadomie.
Dobrze, że mam to miejsce zawieszone w wielkiej sieciowej przestrzeni, gdzie mogę się uwolnić. Tak, słowa pozwalają mi na wolność. A wolność pozwala mi ubierać myśli w słowa.

Komentarze