Jak polubić Kraków? Nieporadnik II

„W mieście, w którym…” - czyli kilka krakowskich historii.


Podczas spaceru, nieopodal rynku, zostaję zaczepiona przez Panią, która bez słowa komentarza wręcza mi kartkę i długopis. Pani kieruje w moją stronę kilka uśmiechów, spojrzeń i znaków w języku migowym, tak jakby. A że czasami mam potrzebę poczucia wspólnoty, próbuję się przełamać, by dostrzec istotę aktywnego funkcjonowania w społeczeństwie, zdarza mi się podpisywać petycje bądź wesprzeć jakąś inicjatywę. I kiedy, uśmiechając się, usiłuję przeczytać czego dotyczy ta, którą mi wręczono, zostaję obdarowana nadmiarem czułości w postaci soczystego przytulenia. I choć wrażliwa jestem, i emocjonalna, fakt, iż w tabelkę należało wpisać darowaną kwotę, nie pozwolił na uśpienie mojej czujności.
Podczas powrotu ze spaceru spotykam tę samą Panią. Mówiącą, żartującą, w towarzystwie koleżanek oszustek, pewnie godzinę wcześniej również niesłyszących. Z języka migowego zajęcia na studiach dopiero przede mną, jeśli uda mi się przebrnąć przez pierwszy semestr. Czyż to nie jest przykre - znajomość podstaw języka migowego jako narzędzie do wykrywania oszustów?

W tramwaju Pan ustępuje miejsca Pani. Po chwili wymachuje jej przed nosem drewnianym krzyżem na rzemyku, wyciągniętym znienacka spod kurtki. Pana zachowuj się tak, jakby odczuwał potrzebę wytłumaczenia się z poczynionego aktu dobroci, nienaturalnej szarmanckości. Zdaję sobie sprawę, że tak to bywa - stresujemy się, gdy na horyzoncie jest to, co nieznane. W Pana przypadku -  coś nowego, sprowokowanego działaniem Sił Wyższych, coś, co według mojego słownika nazywa się „uprzejmością”.
Niech się Pan nie martwi, w tramwaju już wszyscy wiedzą. Jakby co to nie Pan tej Pani miejsca ustąpił. To Bóg.
I to nie to, że mam problem z wiarą. Wręcz przeciwnie, ostatnio temu zagadnieniu poświęcam sporo czasu – czytam, szukam, słucham, próbuję, zastanawiam się. Celem przywołania tej sytuacji jest smutek. Smutek, bo nagle piękna w swej prostocie dobroć wymaga wytłumaczenia…

Pozostanę w temacie religiopochodnym.
W piątek nie kupujcie kanapek z szynką, z kurczakiem i tym, co niepostne - nawet jeśli wszystkie pozostałe zostały już wykupione lub nie lubicie camembertu.  Porada ta, co prawda pośrednio, ale motywowana jest szacunkiem do poglądów religijnych. Jeśli jesteście odważni tak jak ja byłam, raz, to możecie spróbować i podzielić się spostrzeżeniami. Ewentualnie możecie posłuchać mojej rady i pokornie wycofać się z tego szalonego pomysłu. Albo samodzielnie sobie takie kanapki zrobić, w torbie schować i zajadać dyskretnie, jeśli i w piątki lubicie. Albo kupować wtedy, gdy nie ma kolejki.
To przez strach Wam tu o tym piszę. Ja się boję trochę. Tej kolejki spojrzeń się boję. Spojrzeń śledzących każdy mój krok. Tych spojrzeń, które tak troskliwie odprowadzają mnie aż do momentu, w którym umykam z pola widzenia, znikając za jedną z kamienic, dziwnym trafem znajdującej się na innej drodze niż ta, którą zamierzałam pójść jeszcze przed wizytą w piekarni. 
I na co mi ta szynka?
Niech będzie kołaczyk…

Jestem świadoma, że Kraków ma swoich fanów i fanatyków. I pisząc dziś dla Was, jestem w stanie do tego grona się przyłączyć - bowiem zerkam za okno i pada śnieg, a moja zimowa dusza przeżywa renesans. Piszę o Krakowie, który stał się codziennością - dzień, wycieczka czy weekend w tym miejscu zawsze zachwyca. Notatka ta nie powstała po to, by zniechęcać. Nie jest moim celem urażenie czyichś uczyć - jestem obiektywna tylko dlatego, że nie mam łącznika z tym miejscem w postaci sentymentu, po prostu spędzam tu pewien etap swojego życia. 
Wstaw w miejsce "Krakowa" jakąkolwiek inną nazwę. W każdej miejscowości znajdzie się ktoś, kto przesunie się, byś mogła/mógł wejść do środka komunikacji lub przeciwnie, zagrodzi Ci wejście do tramwaju czy autobusu. Czasem spotkasz kogoś, kto uprzejmie zapyta Cię o drogę a innym razem razem kogoś w stanie wyraźnie wskazującym, który skieruje w Twoją stronę kilka nieprzyjemnych epitetów. Tak bywa. I będzie bywać.

Nie musisz początktowo kochać przestrzeni, w której się znalazłeś/znalazłaś, by dobrze się w niej czuć. Nie musisz miastem oddychać, bo czasem nie warto się truć (choć w Krakowie trudno tego uniknąć). Ja znalazłam swoje małe miejsce. Czasem się z niego wyłaniam i obserwuję, wpasowuję się, a później to opisuję.

Skoro miasto to niespecjalnie zostać chciało adresatem sympatii, stało się źródłem inspiracji.

Komentarze

  1. Ja za Krakowem nie przepadam sama nie wiem czemu ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to udało Ci się streścić ten mój długi post w jednym zdaniu, gratuluję :D

      Usuń
  2. Ja muszę się w końcu wybrać - byłam tylko raz :)
    Z chęcią dołączam do obserwatorów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To będzie na pewno ciekawe doświadczenie! Czekam na opinię, jeśli się wybierzesz :).
      Dziękuję!

      Usuń
  3. Ja w Krakowie byłam raz i nie powiem,że mi się nie podobało. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. oj dawno temu miałam w szkole migowy, tu faktycznie byłby przydatny do zdemaskowania oszustów

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przepadam za Krakowem. Wolę nowocześniejsze miasta :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W każdym mieście znajdą się niestety tacy ludzie, jak chociażby panie z pierwszej historii.

    OdpowiedzUsuń
  7. W Krakowie byłam ze dwa, trzy razy chodź wcale nie mam do niego tak daleko. Byłam tam bardzo dawno temu i kompletnie nie pamiętam tego miasta. Sądzę jednak, że każde miejsce na ziemi ma jakieś swoje minusy i nie może być idealne :D każde ma swoich oszustów, złodziejaszków i wandali. może uda mi się tam pojechać i wszystko to poczuć w lecie, ale to też nie jest pewne :)
    pozdrawiam cieplutko myszko :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze chciałam odwiedzić Kraków. Mam nadzieję, że niedługo tam pojadę.
    Świetny post!
    Pozdrawiam serdecznie.

    W wolnej chwili zapraszam do mnie noduss-tollensss.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam, warto sprawdzić na własnej skórze.
      Dziękuję! :)

      Usuń

Prześlij komentarz