365 razy

Zakatarzona, z kocim towarzyszem na kolanach i obstawą w postaci nalewek - czosnkowej oraz bursztynowej (dziękuję, mamo!) - popijając herbatę z kwiatu lipy z cytryną i miodem, pragnę powitać Was w pierwszym wpisie w roku 2018.

Tym razem zmiana cyferki ani szczególnie mnie nie przeraża, ani nie wywołuje ekscytacji. Nie znajdziecie tutaj listy postanowień - nie tylko z tego powodu, że chorobowa sceneria nie sprzyja wizualizowaniu siebie jako szczupłej kobiety sukcesu, którą do spektakularnej metamorfozy zmotywowała data, mająca wyzerować licznik porażek. Główna przyczyna jest prosta – za dobrze znam swoje niezdecydowanie, emocjonalną chwiejność i zdolność do natychmiastowego poddawania się w obliczu nawet najmniejszego niepowodzenia, gdy początkowo ustanowiony cel przekracza moje możliwości i jest długoterminowy. Oczywiście nie będę przeszkadzała zmianom się wydarzyć jeśli tylko zechcą, zechcę ich ja i okoliczności będą sprzyjające, a moja praca wystarczająca, by stały się zauważalne. Co więcej, będę starała się im pomagać, stawiając malutkie kroki każdego dnia, z pełną akceptacją faktu, że być może często będzie to dreptanie w miejscu. Bo tak naprawdę już od jakiegoś czasu zaczynam od zera – to proces trwający nie od dziś i nie od 1 stycznia. To rozpoczęło się, gdy uświadomiłam sobie, że właściwie nie mam pojęcia co lubię, co mnie cieszy, fascynuje, czym chcę się zajmować w przyszłości i… Postanowiłam szukać. Na przykład w ciągu minionych dwóch tygodni udało mi się znaleźć kilka cennych i, jak to zaśpiewał na swoim najnowszym albumie boski Kortez, prawdziwie dobrych momentów. W związku z tym:

Życzę sobie i Wam, by ten rok był dla Was tak słodki i pyszny jak dla mnie są: grzane wino, pączki na Szewskiej czy piwo z syropem imbirowym. (A propos grzańca – nie wszyscy wyrażają akceptację wobec zakupu 4 litrów wina około południa 24 grudnia.)
Żeby więcej było takich chwil, jakimi dla mnie był Sylwester i kilka towarzyszących mu dni w gronie znajomych w moim ukochanym, górskim klimacie. I żebyśmy częściej potrafili szczerze cieszyć się z drobiazgów, bo one paradoksalnie mają największą moc i potrafią być źródłem największego szczęścia. Dla przykładu, w Nowy Rok tą Grzeszczakową „małą rzeczą” była dla mnie gra w „Tajniaków” przez przeszło 5 godzin. Można? Można!



I żebyście po prostu byli. Dla innych. I dla siebie. W pobliżu, w gotowości. A czasem tak po prostu. Dobrzy. Tego nauczyły mnie, ubiegłoroczne już, Święta Bożego Narodzenia. Najważniejsza jest obecność. Wiem to, bo właśnie jej mi tym razem zabrakło. Pomimo wyśpiewujących kolędy w TVN-ie Szpaków, pomimo kotów zrzucających choinkę i kotów pod choinką, pomimo moczki, pierogów, migających w różnych konfiguracjach światełek, a nawet Krakowa przystrojonego w Małgorzaty Kożuchowskie i inne Alicje Bachledy-Curuś.

Najprawdopodobniej w 2018 (lista przygotowana na bazie wyzwań z Facebooka):
  • nie zrobię szpagatu - choć za czasów bycia członkinią grupy tanecznej byłam temu bliska
  • nie przeczytam tyle, ile mam wzrostu i, o zgrozo, ile ważę; nie przeczytam 52 książek - bo, choć czytać bardzo lubię, zwykle na przyswojenie lektury potrzebuję więcej czasu niż statystyczny czytelnik bądź takie odnoszę wrażenie
  • nie przestanę przeklinać - bo językiem bawić się lubię, więc czasem potrzebuję również i takiej jego, jakże wdzięcznej i emocjonalnie nacechowanej, formy
  • nie zdam prawa jazdy - bo, na szczęście, przetrwałam już raz (a nawet cztery razy) tę męczarnię
  • będę jadła gluten, laktozę, nie zrobię 10000 pompek (a już na pewno ich nie zliczę), nie zrobię tatuażu, nie wezmę ślubu, oddam krew...
W 2018 roku chcę i będę próbować.
Z dystansem. Ze świadomością swoich zalet i upośledzeń.
Każdego dnia zaczynać od początku.
Jeśli będzie to konieczne, nawet 365 razy.
Spróbujecie razem ze mną?

Komentarze

  1. Ten post to tak bardzo Ja :D Szczególnie wzmianka o szybkim poddawaniu się wobec niepowodzeń :) No i wspomniałaś coś o kotkach to już jestem usatysfakcjonowana :) No i w sumie ja tez nie przeczytam 81 książek bo mam podobnie jak ty :) Pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten post to tak naprawdę każdy z nas, tylko niektórym udaje się lepiej zatuszować wady lub udawać, że ich nie mają. A w mojej opinii cały nasz urok tkwi właśnie w niedoskonałościach i traktowaniu ich z dystansem - z czego i kogo się śmiać, jeśli nie z siebie? :) Zresztą, mam wrażenie, że ze znajomością swoich wad i zalet, z zaufaniem do siebie, łatwiej osiąga się cele.
      O kotach będzie więcej, ale póki co, staram się tutaj jakoś racjonalnie dawkować tę moją miłość do nich...
      Pozdrawiam i dziękuję, że jesteś tutaj po raz kolejny!

      Usuń
    2. Kochana dla mnie każda chwila spędzona na czytaniu twoich wpisów to czysta przyjemność ! Zapomniałam pożyczyć zdrowia tak, że robię to teraz ! Zdrowia a o resztę sama już zadbasz najlepiej :)

      Usuń
  2. Super wpis :) Jesteśmy podobne:)
    Też jak coś mi się nie udaje to rezygnuje ale i jednym z moich takich cichych postanowień jest się nie poddawać :) Zawsze mam z tym problem że jak tylko coś idzie nie tak to j już się denerwuje i odpuszczam a ostatnio czytam motywujące książki i często jest właśnie o tym mowa że nic nie przychodzi tak łatwo a jak będziemy nadal próbować to wreszcie to osiągniemy :)
    Szpagatu nigdy nie zrobię oj ja to taka sztywna bez sportu :P
    Tylu książek też nie przeczytam chociaż malutka jestem :)
    Przeklinać choć chcę to się nie mogę oduczyć :P
    No prawko mam :)
    Podobno według wyników nie przyswajam glutenu ale puki tego jakoś nie odczuwam to jeść będę :P

    Kochana życzę Ci aby Twoje marzenia się spełniły ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcąc nie chcąc, tak to działa, że by osiągnąć cel, trzeba nieustannie pracować - uczynić te elementy drogi do spełnienia marzeń częścią codzienności, nawykiem. Ale za to jakie to satysfakcjonujące, gdy się w końcu uda :)
      Bardzo dziękuję za komentarz!

      Usuń
  3. Świetny post! Podpisuję się pod listą. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne postanowienia ;) Ja akurat szpagat chcę zrobić. Krew oddam. Prawo jazdy zdane. Książek przeczytam ile dam radę itp :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki!
      To sformułowanie "ile dam radę" bardzo mi się podoba :)

      Usuń
  5. Cześć :) Twoja lista celów mnie zachwyciła, dosłownie. Nie myślałam o postanowieniach noworocznych w tę stronę, ale podoba mi się. Choć muszę przyznać, że chyba wolę standardową listę postanowień noworocznych. Natomiast w kontekście wyznaczania celów jest jeden trik, który z powodzeniem stosuję. Zamiast wyznaczać cel, który ma się spełnić za pól roku, zastanów się, co możesz zmienić szybciej, np. za pół roku chcesz zaoszczędzić 3000 zł w pól roku? To tylko 500 zł miesięcznie. Może jest coś z czego mogłabyś zrezygnować? To tylko taka moja mała sugestia. Choć jak przeczytałam zakończenie Twojego wpisu to myślę, że nie jest Ci to potrzebne, bo zrealizujesz swoje marzenia bez wyznaczania konkretnych celów.
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dziękuję! :)
      Moje postrzeganie realizacji celów jest bardzo bliskie Twojemu i tej metodzie, o której piszesz, ponieważ tak jak wspominałam w poście - chodzi o próbowanie, każdego dnia, czyli o podejmowanie małych kroków, w racjonalnych ramach czasowych, co w rozliczeniu rocznym może okazać się efektywnym działaniem. Zresztą, w ogóle tak wolę postrzegać postanowienia - jako ROCZNE, nie NOWOROCZNE, bo te już w nazwie skazane są na porażkę w perspektywie kolejnych miesięcy...
      O tej rezygnacji z pewnych założeń na rzecz innych postaram się jeszcze kiedyś napisać, bo właściwie - trochę nieświadomie - ale ten trik zastosowałam.
      Trochę zrozumienia dla samych siebie, dystansu, wyrabiania nawyków i... Jest duże prawdopodobieństwo, że się uda :)
      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz