Treningowe podsumowanie stycznia 2018

Nie zapowiadałam tej serii postów – a mam nadzieję, że uda mi się uczynić z tego comiesięczny rytuał. To nie tak, że nie wierzyłam, iż będę w stanie sprostać narzuconemu przez samą siebie wyzwaniu. Wystartowałam. I stwierdziłam, że jeśli się uda, zrelacjonuję Wam to na blogu.
Ze świadomością swoich upodobań i wad, z bagażem (bądź doświadczeniem, jak zwał tak zwał) w postaci setek niepowodzeń – bo pewnie tylu bym się doliczyła, gdyby je wszystkie pozbierać - rozpoczęłam realizację mojego mini postanowienia opisanego w poprzednim poście. Po prostu. Spróbowałam pewnego dnia i postanowiłam próbować każdego następnego.

Po moich ukochanych miesiącach, listopadzie i grudniu, w których zwykle budzę się twórczo, przychodzi styczeń. Ten miesiąc działa na mnie jak kubeł zimnej wody. Wybudza z pełnego magii, zimowego snu, bezczelnie pozbawia prawa do pochłaniania kilogramów świątecznych przysmaków, każe otrząsnąć się z sylwestrowej beztroski i wydaje klarowne polecenie „pracuj!”, które zwykle w ciągu kilku pierwszych styczniowych poranków przypomina mi pobudkę o 6:00 w świecie powakacyjnego studenta, czyli w pierwszym dniu roku akademickiego, w którym to zajęcia z przedmiotu „Wybrane zagadnienia z chirurgii” rozpoczynały się o 7:30. To mniej więcej ten sam rodzaj egzystencjalnej rozpaczy z dodatkiem skrajnej nieumiejętności odnalezienia się w noworocznej rzeczywistości.

I nagle pojawia się ona…
Napada na mnie w drogerii, na przystanku autobusowym, na zakupach w hipermarkecie i zarządza, by „zrobić to nał”. I nawet na tych zakupach zmusza do zrobienia przysiadu w celu sięgnięcia po sygnowanego jej nazwiskiem batona.
Nie musisz jej nawet lubić, by się w niej zakochać. Paradoks? Jak sama mówi – „miłość do mnie rodzi się
w bólu”. W końcu w imieniu Chodakowskiej walczy cała armia hormonów i wojowniczek pod ich wpływem. A ja w 2018 roku, po raz kolejny, zaciągnęłam się w ich szeregi. I chciałabym tym razem zostać na dłużej, wypracować nawyk, dla odmiany. Bo zwykle dołączałam do nich z doskoku i na chwilę, odchodziłam, po czym tęskniłam i wracałam jak bumerang, gdyż, ostrzegam , pozytywne skutki nawet kilku treningów są wyraźnie odczuwalne i uzależniające!

Co najbardziej w działaniach Ewy Chodakowskiej mi się podoba?

Hasło „zdrowie”. I polecam je stosować zarówno w diecie, jak i w przypadku podejścia – do ćwiczeń i życia.
To, że dzięki niej ze sportu została zerwana etykieta „dla wybrańców” i stał się on „dla każdego”. Gdyby nie Ewa i grupa jej zwolenniczek, pięknie różnorodnych kobiet, pewnie nigdy nie uświadomiłabym sobie na jaki wysiłek mnie stać, gdyż, oprócz lekcji wf-u, aktywność fizyczna i ja żyłyśmy sobie w dwóch zupełnie odrębnych, niezazębiających się ze sobą światach.


Tym razem zaczęłam, bo pragnęłam „naprawić głowę” – a wiedziałam, że trening to jedno
z najskuteczniejszych dla mnie narzędzi do osiągnięcia tego celu. To, co somatyczne, z psychiką nierozerwalnie jest związane, toteż już po miesiącu widzę rezultaty codziennych zmagań. Kiedy w ciągu dnia jestem w stanie znaleźć czas na przebrnięcie przez program treningowy, potrafię efektywniej planować i organizować zadania, również te zupełnie niezwiązane z wysiłkiem na macie. W tym miesiącu ćwiczenia pomogły mi zredukować stres związany z nauką i wypracować odpowiednie, racjonalne podejście do niej.

A ciało? Mam świadomość, że to mi darowane nie jest najbardziej fortunnym egzemplarzem. We wszechobecnym ciała kulcie, wymagam od niego tylko tego, by mnie zanadto nie ograniczało – a ono zaczęło mnie zawodzić w tej kwestii. Pomimo ogromnego dystansu do dynamicznych i bezustannych zmian moich „kobiecych kształtów”, zauważyłam, iż mimowolnie rezygnuję z pewnych trywialnych, lecz przyjemnych aktywności, takich jak wyjście na basen, spotkanie ze znajomymi czy pozowanie do zdjęć. Skoro więc musimy współistnieć, ja i moje ciało, przy tej zaistniałej okazji również będziemy się zmieniać i ewoluować, a przynajmniej… Próbować! Próbować okazać sobie odrobinę czułości.

Mój treningowy styczeń wyglądał następująco (zaczęłam od 05.01):

05.01 - Skalpel II (z krzesłem)
06.01 - Skalpel II (z krzesłem)
07.01 - Skalpel II (z krzesłem)
08.01 - Skalpel II (z krzesłem) + 15 minut Skalpela Wyzwanie
09.01 - Skalpel II (z krzesłem)
10.01 - Turbo Wyzwanie
11.01 - Skalpel II (z krzesłem)
12.01 - PRZERWA
14.01 - Skalpel II (z krzesłem)
15.01 - 10 minut Secretu + "Hit" z Sukcesu
17.01 - Skalpel II (z krzesłem)
18.01 - Total Fitness III (taki z dwoma panami towarzyszącymi Ewie)
19.01 - PRZERWA
21.01 - Skalpel
22.01 - Skalpel II (z krzesłem)
23.01 - PRZERWA
26.01 - Total Fitness III
27.01 - Turbo Wyzwanie
28.01 - PRZERWA
29.01 - 25 minut Turbo Spalania + sekwencja ze Skalpela na brzuch
30.01 - Skalpel II (z krzesłem)
31.01 - Turbo Wyzwanie

Łącznie 23 dni z ćwiczeniami. Pośród nich - zwątpienia, niecenzuralne epitety w stronę monitora, momenty słabości, błędy i sukcesy.
Błędy? Wejście na wagę - niemiarodajny wskaźnik, a jakże zniechęcający. Podczas dalszych etapów mojej małej "fitnessowej" przygody będę unikać go jak ognia.
Sukcesy? Po miesiącu walki z łatwością potrafię wykonać ćwiczenie z najczęściej wybieranego przez mnie programu, Skalpela II - przysiadanie na krzesło na jednej nodze, co na początku było dla mnie zupełnie nieosiągalne. Swoją drogą, polecam ten zestaw dla osób początkujących, jak i tych, którzy pragną wrócić do treningów - trwa niespełna pół godziny i zachęca do kontynuowania sportowej aktywności, między innymi poprzez możliwość monitorowania progresu, tak jak miało to miejsce w moim przypadku.

Zbliżając się do końca dzisiejszego wywodu, chciałabym serdecznie polecić Wam miejsca w sieci tworzone przez wspaniałe kobiety, których retoryka odnośnie tematyki zdrowego stylu życia odpowiada mi i ma realny wpływ na moje działania:
Na bazie własnych, póki co dość skromnych doświadczeń, potrafię wysnuć jedną radę - znajdźcie taką aktywność, z którą będziecie w stanie się zaprzyjaźnić. Dajcie jej szansę i przetestujcie czy pomimo tego, że początkowo może wydawać się katorgą, z czasem nie przeistoczy się w ulubioną formę dbania o siebie (i przy okazji o innych - bo tak to magicznie działa). Jeśli tak się nie stanie, szukajcie dalej, ilość prób jest właściwie nieograniczona, a możliwości mamy wiele. Dajcie sobie siebie poznać. Może okaże się to być fascynującą przygodą? 
Postaram się relacjonować dla Was własne próby. Sprawdzimy to.

Jakie są Wasze dotychczasowe przeżycia związane z aktywnością fizyczną?

Pozdrawiam i zrobię wszystko, abyście mogli przeczytać za miesiąc podsumowanie lutego.

Komentarze

  1. Powiem tak: Gratuluję tego sukcesu i mam nadzieję, że wytrwasz. 😊 Kiedyś próbowałam ćwiczyć z Chodzą, ale poddałam się ponieważ nie bardzo mi wychodziło a ja już tak mam, że łatwo mi przychodzi poddawanie się ... W tym roku jednak postanowiłam zrzucić dodatkowe kg bo zaczynam przypominać młodą orkę i jeśli już nie dla wyglądu to dla zdrowia ... Może zacznę też jeszcze raz z Chodą ... Ale jakaś aktywność muszę wprowadzić, razem z dietą bo inaczej czarno to widzę. 😅

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Mam podobny problem... Początkowo wymagam od siebie za dużo i kiedy nie potrafię sprostać, przestaję. A tu się okazuje, że trzeba dać sobie trochę czasu i wyrozumiałości. Poza tym, Choda to level hard, nie ma co tu kryć - to, że na początku człowiek nie jest w stanie wykonać nawet 1/4 programu, "wypluwając płuca", może zniechęcić.
      Ja z dietą mam większy problem niż z ćwiczeniami, ale w końcu jeśli dieta, to i tak już na całe życie, więc niczego specjalnie sobie nie odmawiam. Zaczęłam od tego, żeby po prostu myśleć, co jem. I jakoś tak wychodzi, że jem troszeczkę zdrowiej.
      Od czegoś trzeba zacząć. A lepiej zawsze robić cokolwiek niż nic. Trzymam za Ciebie kciuki, mam nadzieję, że kiedyś też zrelacjonujesz swoje wrażenia ze zmagań dietetyczno-sportowych! :)

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź ! Zgadzam się z tym co napisałaś. 😀 Zarówno o ćwiczeniach jak i o diecie. ☺ U mnie z jedzeniem bywa różnie ale staram się nie popadać w skrajności i nie liczyć obsesyjnie kalorii czy coś. Patrzę na to co jem i słucham swojego organizmu, a że czasem zgrzeszę to cóż ... Jestem tylko człowiekiem. Równowaga musi być.😌 Długa droga przede mną i mam nadzieję, że dam radę ! Pozdrawiam, fanka ! 😚

      Usuń
  2. A na za Ewą nie przepadam kiedyś lubiłam bardzo od jakiegoś czasu zaczęła mnie irytować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię ją przez pryzmat jej treningów - tak jak napisałam, "nie musisz jej lubić, by się w niej zakochać". Nie podążam ślepo za "złotymi myślami", nie stalkuję w portalach społecznościowych - po prostu na mnie nie do końca to działa i nie przekonuje mnie stuprocentowo, ale jestem w stanie zrozumieć, że może zadziałać na kogoś innego, kto w jej postach odnajdzie wskazówki dla siebie. Osobiście nie potrzebuję motywacji, potrzebuję nawyku.
      I przez to wszystko właśnie jestem w stanie zrozumieć Twoją opinię... :)

      Usuń
  3. ja za cwieczeniami z ewką nigdy nie przepadałam. moja siostra katowała się przy niej i efektów nie było, a ja po prsotu robiłam sobie przysiady, brzuszki i inne bardzo proste cwiczenia i u mnie jakos to szybciej przebiegało. niestety kazdy organizm jest inny.
    powodzenia w cwiczeniach :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, kluczowe jest to, że "każdy organizm jest inny" i warto go poznać, by dopasować tę aktywność, która nam odpowiada.

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. od wszystkiego można sie uzależnić:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja kiedyś też ćwiczyłam z Ewą i dobrze to wspominam, ale aktualnie jestem w szkole sportowej i mam tyle treningów w klubie, że już nie potrzebuję fitnessu, a szkoda, bo bardzo to lubiłam :D
    Bardzo ładnie piszesz, obserwuję i zostaję na dłużej :)
    Pozdrawiam c; /~Kinga
    Unpredictabble ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu chodzi o to, żeby się zmęczyć, lecz nie torturować! :)
      Dziękuję, że postanowiłaś zostać tutaj na dłużej.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Ja niestety przez anemię nie mogę ćwiczyć ale przyznam że kiedyś zaczęłam chodzić na siłownię i potem nie mogłam przestać:) Tak się wkręciłam że dzień bez ćwiczeń uważałam za dzień stracony no ale niestety źle się potem czułam i jednak nie mogę ćwiczyć chociaż bym chciała :)
    A jeśli chodzi o Chodakowską to wykańczała mnie po 5 min. więc to nie dla mnie hehe

    OdpowiedzUsuń
  7. Życzę Ci dużo motywacji, powodzenia i wytrwania! <3
    zapraszam też do mnie: https://gold-b3rry.blogspot.com
    buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  8. WOW! Życzę kolejnych takich miesięcy ;)

    Zapraszam CAKEMONIKA :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Powodzenia w ćwiczeniach, to super sprawa, sama chodzę na siłownie kilka razy w tygodniu chociaż takich filmików np z Ewą spróbowałam chyba tylko kilka razy. Jestem pod wrażeniem, że tyle dni udało ci się wykonać treningi. Ps. zastanawiam się czy smakowała ci moja pasta z awokado, bo nie wiem dlaczego dopiero dzisiaj zobaczylam twój komentarz haha

    OdpowiedzUsuń
  10. Brawo za wytrwałość! 😃 Ja również robiłam wiele podejść do cwiczen,niestety z marnymi skutkami 😅 Mam nadzieję, że kiedyś ta systematyczność wejdzie mi w krew ☺️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, z tym jest najtrudniej. Ale podobno po 21 dniach kształtuje się nawyk i może warto je przetrwać... Chyba coś w tej teorii jest, bo na razie udało mi się tego nie porzucić, a 21 dni już minęło! :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  11. Gratuluję motywacji,wytrwałości i sukcesu!

    OdpowiedzUsuń
  12. Chciałabym mieć taką motywacje aby ćwiczyć codziennie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz