Koło ratunkowe

Zasypuję Cię wiadomościami, na które pilnie odpowiadasz, zaskakując mnie za każdym razem. Kiedy nie odpisujesz dłużej, ja już niepokoję się, czy czasem nie byłam zbyt niewłaściwa, czy nie przekroczyłam pewnych granic, lecz... Skoro niegdyś bałam się o każde zdanie, niech teraz płyną one bez końca, przynosi to rezultaty bliższe niebu.

O wszystkim do Ciebie piszę, dręczę Cię, męczę. Pozdrawiam Cię z Warszawy, spod gwieździstego nieba i z mojego ulubionego strychu. Gdy otulona kocem, w zupełnej ciszy, oglądałam gwiazdy przez okno dachowe, w międzyczasie wystukując tylko słowa na klawiaturze - pisałeś, że chciałbyś, by zabrać Cię na ten strych jak najszybciej. Śmiałam się, gdy stwierdziłeś, że skonstruujesz kiedyś teleport i tam się przeniesiesz. Mógłbyś to zrobić, lecz czy naprawdę byłoby Ci najlepiej - samotnie, na pustym strychu? Uległa jestem i słaba, więc gdybyś chciał, by tak to właśnie wyglądało - pozwoliłabym na to, z nie dającymi spokoju myślami i dzbankiem gorącej herbaty. "Zamknę się u Ciebie na strychu z zapasami żywności, wodą pitną i ze wszystkim co tam masz i nie wyjdę do końca."

Chyba naprawdę dobrze się rozumiemy. I uzupełniamy. Nasze dyskusje bywają niezwykle owocne i czekam na nie niecierpliwie każdego dnia. To już coś w rodzaju tradycji, tak jak słowa, których znaczenie znamy tylko my.
"Nawet się czasem uśmiechniesz", powiedziałeś któregoś razu żartobliwie.
Oboje uciekamy w muzykę. Wysłałam Ci piosenkę mojego życia, a Ty stwierdziłeś, że musimy ją wspólnie wykonać. Nie jest ona trudna pod względem wokalnym czy instrumentalnym, lecz boję się. Podkreśliłam wyraźnie, że mam pewne obawy, co do tego, czy wytrzymam ten utwór emocjonalnie.
"Wytrzymasz. Damy radę.
My nie damy rady?"
Odpowiedź jest jasna. Wtedy już na pewno będziesz Moim Gitarzystą. A jeżeli już i tak z niczym kryć mi się nie udaje - byłeś nim odkąd pierwszy raz zobaczyłam Ciebie i Twój instrument. Wspominaliśmy to ostatnio. Zapytałeś, czy to ja tak na Ciebie wtedy patrzyłam. Jakby z podziwem.

Komentarze