Simple twist of fate
Na studia dzienne dostałam się kilka dni przed rozpoczęciem
roku akademickiego. I, nie mając czasu na rozważanie „za” i „przeciw”, już kolejnego
dnia po otrzymaniu informacji pojechałam do szkoły, w której podjąć zamierzałam
naukę w ramach studiów zaocznych i wypowiedziałam zawartą wcześniej umowę.
Powiadomiłam także mojego pracodawcę o zaistniałej sytuacji – i może warto w
tym miejscu nadmienić, że musiałam to zrobić ze względu na fakt, iż we wrześniu
zdążyłam stać się „panią od śpiewu”. Panią na umowie-zleceniu. Panią Martyną.
Trenerem wokalnym, czasem życiowym doradcą. Przysięgam – nie specjalizuję się w
żadnej z tych dziedzin. Potrafię tylko dobrze improwizować.
Nagle znalazłam się w jednym z krakowskich autobusów z
materialną esencją dotychczasowego życia zamkniętą w walizce na niesprawnych
kółkach. Z nieświadomością rzeczywistości. Licząc przystanki. Wysiadłam na
właściwym, ale czy właściwie wybrałam?
Jedyne, co zdążyłam sobie poukładać, to ubrania w szafie na wyznaczonych mi
półkach. Bałagan w głowie pozostawiłam w stanie nienaruszonym.
Dobrze się stało, że zaczęło się dziać.
Dobrze się stało, że zaczęło się dziać.
Mam 20 lat i niecierpliwię się, gdy na tramwaj muszę czekać więcej niż 5 minut.
W swoje urodziny wyspałam się, głaskałam kota i piłam wino. Studiuję
elektroradiologię. Mogę to chyba dumnie oznajmić, skoro przez pole minowe zwane
„sesją” przemknęłam bez większych obrażeń. Kilka dni temu spotkałam na jam
session Walijkę, artystkę, która powiedziała mi, że bardzo docenia moją
przyszłą profesję, gdyż zmaga się z nowotworem.
Wybrałam właściwie.
Wybrałam właściwie.
"Ale takie jest życie."
Komentarze
Prześlij komentarz