Poloneza czas zacząć
Pod znakiem matur próbnych i studniówek, zwinnie przemknął
styczeń. Poza kilkoma wyjątkami w postaci nieprzeciętnych wieczorów, na
potrzebę osądu własnych poczynań, chętnie nazwę go miesiącem straconym.
Przyznaję, że w znaczny sposób przyczyniłam się do jego felernego początku i
nijakiego końca. Zawijałam się w koc i spałam przy każdej możliwej okazji,
beznadziejnie trwoniąc czas, a pobudki odwlekałam zawsze możliwie najdłużej. Nie
widziałam sensu w słowach, obrazach czy dźwiękach. Jedyną wiedzą, jaką utrwalałam w
związku z maturą, która niczym zjawa w „Dziadach” Mickiewicza przemyka przez
każdy mój dzień, były scenariusze odcinków „Miodowych Lat”, „Modern Family” lub
„How I Met Your Mother”. Ponadto wysnułam pewne plany na przyszłość, równie „ambitne”.
Wymarzyłam sobie kota, którego jednak nikt z moich obecnych, jak i przyszłych
domowników, nie zamierza tolerować i… Zasmuciła mnie ta myśl potwornie.
A żeby było zabawniej, piszę o tym w czasie przeszłym – jakbym wciąż miała
nadzieję na to, że cokolwiek może ulec zmianie.
Nie miałam ochoty czuć się piękna. Jakbym z góry zakładała, iż wszelkie
starania pójdą na marne. Przygotowania do studniówek dłużyły mi się w
nieskończoność i wydawały mi się wybitnie problematyczne. Egoistyczne wydawało
mi się nawet to, że przedłużyłam paznokcie dla własnego komfortu. Uświadomiłam
sobie, że zewnętrzne piękno, nad którym należy intensywnie pracować w tym
czasie, bo tak się przyjęło, jest dla mnie praktycznie nieosiągalne. Bo
najpierw musiałabym uwierzyć, że piękne jest moje wnętrze, a to znacznie
trudniejsze niż zakrycie niedoskonałości skóry czy zagęszczenie rzęs.
Doskonale wiem z czego wynika ta odraza względem samej siebie. Zrezygnowałam z
rozwijania się w dziedzinach związanych z moimi pasjami czy ewentualnymi
uzdolnieniami. Tym samym przestałam wierzyć, iż posiadam smykałkę do
czegokolwiek. Myślałam bowiem, iż satysfakcję sprawia mi to, co wypracowane. I
nie mogłam pomylić się bardziej. Niby wszystkiego nauczyć się można, lecz kiedy
mam świadomość, że poświęcić muszę na to kilkakrotnie więcej czasu niż osoby,
którym to, co mi sprawia trud, przychodzi z łatwością, momentalnie się poddaję.
I tak żyję sobie w poczuciu, że w tym, czym postanowiłam się zająć w związku z
przyszłym zawodem, trudno będzie mi być nawet przeciętną.
I nijak motywuje mnie hasło codzienności, brzmiące dość wymownie, mianowicie:
MATURA. Działa ono na mnie totalnie odwrotnie niż powinno. Im więcej się o niej
mówi, tym bardziej jest mi obojętna, a moja przyszłość z dnia na dzień staje
się coraz to większym znakiem zapytania.
Studniówkowe noce były wspaniałe. Na zawsze zapamiętam tego wyjątkowego poloneza, stworzonego
przez wiele osób, z zaangażowaniem i na drodze niejednego kompromisu. Podobno wyglądał
pięknie, pomimo tego, że gdy zaczynaliśmy pracę nad nim, niewielu wierzyło, że
efekt końcowy będzie zadowalający.
Klasa maturalna. Nie chcę się z Wami żegnać. Ale o tym jeszcze się kiedyś tutaj
rozpiszę.
Najważniejszy byłeś dla mnie Ty. Świadomość, że jeszcze niedawno
próbowałeś wbić mi do głowy historię o Aleksandrze Wielkim w związku z
egzaminami gimnazjalnymi, a już w maju tego roku oboje napiszemy maturę, jest
wzruszająca. Byliśmy, jesteśmy i oby tak pozostało jak najdłużej, bo… Dobrze
nam.
"Nie chcę myśleć co byłoby
Gdybyśmy się na czas
Nie spotkali"
Komentarze
Prześlij komentarz